Z życia wzięte

19.10.2003

Wrocław, POLAND

 Do strony głównej

Waldemar Wietrzykowski      kontakt © 2003  net3plus www.net3plus.polhost.pl

"W swoje ręce" czyli historia z życia Pana Filipka - Część 7

 

Od tej pory był wysoce szanowanym biznesmenem w kręgu przedsiębiorców. Był zapraszany przez kooperujące z nim firmy, dla których robił zamówienia, na organizowane przez nich wystawy i do zwiedzania ich zakładów. Jeździł na Targi Poznańskie gdzie demonstrował zwiedzającym swoje garnitury. Uczestniczył w polskich i zagranicznych spotkaniach oraz odczytach naukowych dotyczących najnowszym technikom szycia. Kiedy przebywał na Targach Poznańskich do klapy marynarki przypinał sobie identyfikator z napisem:

P.P.U. FILLPOL
Andrzej Filipek
DYREKTOR NACZELNY

I chodził dumny jak paw. Inni też mieli takie identyfikatory i też dumnie kroczyli. Udawali, że czymś się interesują. Przeglądali oferty. Zadawali pytania. Kiedy Pan Filipek, podczas tego kroczenia po salach targowych, napotkał na swej drodze bardziej wyniesionych, rzucał w ich stronę pogardliwe spojrzenie i mówił do siebie w myśli:
- Napuszeni są jak pawiany, a w biurze chodzą w bamboszach i zatrudniają dwóch pracowników, żonę i kota Mruczka.
Interes Panu Filipkowi szedł coraz lepiej i coraz grubszy nosił portfel oraz coraz większa sumka była zgromadzona w banku na jego koncie. Po pewnym czasie zauważył, że tak naprawdę to ma tylko cyferki w banku i nic więcej. Oprocentowanie też mizerne. No Panie Filipek - powiedział do siebie - czas zamienić cyferki na coś konkretnego. Jeszcze cyferki stracą na wartości to co będę miał z tego? A po drugie ciągle męczyła go firma w chałupie. Nawet wstydził się kogoś zaprosić. Już słyszał jak po wyjściu gości z mieszkania na korytarzu odzywa się gromkie - ha! ha! ha! ale firma. Pomyślał więc o swoim własnym zakładzie z prawdziwego zdarzenia, z własną lokalizacją.  No to postanowione. Ale przed Panem Filipkiem znowu wyrósł mur trudnych decyzji. Nie mogę wynająć pomieszczenia bo jeszcze dobrze się nie rozkręcę, a już czynsze za zajmowany lokal mnie wyłożą. Najlepiej będzie postawić jakiś mały budyneczek i umieścić w nim warsztat i biuro. Wydatek duży, ale jednorazowy. Postanowione.
Przez tydzień chodził po mieście i szukał miejsca na swoją inwestycję. Znalazł ich kilka.

Następnie poszedł do Katastru sprawdzić, które miejsce jest wolne od  podziemnych przyłączy np. wodociągowych,  elektrycznych, gazowych , kanalizacyjnych czy telefonicznych. Odrzucił kilka miejsc, jako nie nadających się z wyżej wymienionych powodów. Sprawdził w Katastrze, kto jest właścicielem gruntu pozostałych miejsc. Musiał za każdą informację oczywiście płacić. Wybrał się do właścicieli porozmawiać o planowanej zabudowie na ich terenie. W wyniku tych rozmów wybrał spółdzielnię mieszkaniową jako właściciela gruntu i wstępnie się dogadał. Napisał podanie o pozwolenie na zabudowę oraz dokonanie przyłączy: elektrycznego , kanalizacyjnego i elektrycznego od przyległego budynku do

planowanej zabudowy. Po naradach członków zarządu spółdzielnia udzieliła zgodę na proponowaną zabudowę  i wystosowano do Pana Filipka pisemną zgodę zarządu z podpisem i pieczęcią prezesa spółdzielni. Filipek podpisał też ze spółdzielnią umowę dzierżawy terenu. W kartografii znalazł na mapie swój teren budowy, zapłacił za trzy oryginalne wypisy z  mapy opatrzone czerwoną pieczęcią i cztery kopie. Ze zgodą spółdzielni na zabudowę, podaniem o pozwolenie na zagospodarowanie terenu i umową dzierżawy terenu oraz mapkami wybrał się do Wydziału Architektury. W pierwszej chwili o budowie nie chcieli nawet słyszeć. Przedstawiali różne przeszkody. Ale Pan Filipek nie ustawał. Biegał do pokojach, tłumaczył, prosił i błagał w końcu dopiął swego. Opłacił znaczek skarbowy i zostawił papiery na odleżenie się na urzędowym biurku i czekał. Po kilku miesiącach otrzymał decyzję o zagospodarowaniu terenu z pieczęcią urzędową. Cieszył się, że tak szybko udało mu się załatwić. W tym samym czasie rozglądał się za zabudowaniami w mieście i upatrywał takiego, na którym mógłby się wzorować. Przypadkiem trafił na świeżo ukończoną zabudowę, która mu się podobała i firmę, wykonawcę robót, która zbierała się już do opuszczenia terenu budowy. Tak, to jest to co mi się podoba. Zaczął rozmowy z tą firmą. W wyniku tych rozmów ustalił, że firma ta będzie wykonawcą jego zabudowy. Jeszcze przez jakiś czas dzwonił do firmy i zmieniał ustalenia, tak aby wszystko było jak najlepiej obmyślane. Firma była z poza Wrocławia i zatrudniała sześciu ludzi, dobrze znających się na fachu i dobrze opłacanych przez właściciela firmy.

Główne fabrykaty kupowała u miejscowego producenta przez co ceny swoich usług mogła znacznie obniżyć i była bezkonkurencyjna wśród innych firm. W końcu doszło do realizacji zamówienia złożonego przez Pana Filipka. Przyjechała ekipa i postawiła w krótkim czasie surowy obiekt. Prace wykończeniowe Pan Filipek postanowił wykonać we własnym zakresie, z uwagi na zmniejszenie kosztów wykonania. Wszystko byłoby dobrze zakończone gdyby Pan Filipek nie dowiedział się później, że musi uzyskać dodatkowo pozwolenie na zabudowę terenu, dla którego pozwolenie na zagospodarowanie już uzyskał, więc zaczęło się załatwianie. Znowu skoczył do Kartografii po mapki terenu. 

Napisał podanie, dołączył decyzję o zagospodarowaniu, umowę dzierżawy terenu, dwie mapki oryginalne z czerwoną pieczęcią i projekt budowlany, za którego zrobienie zapłacił. Opłacił geodetę, który dokonał odpowiednich pomiarów  nanosząc je na mapkę i zostawił papiery na odleżenie w Architekturze. Opłacił też wykonawcę i inwestycja Filipka była jak cacy. Załatwianie spraw w urzędzie trwało tak długo, że budynek już stał a zgody na zagospodarowanie nie było.
Podczas budowy miał trudności też z mieszkańcami przyległego budynku. Do pracy wiertarek i innych narzędzi elektrycznych robotnicy potrzebowali przyłączenia się do sieci elektrycznej. Przyłączenie to uzyskiwali z przyległego budynku. Co robotnicy zaczęli wiercić, mieszkańcy odłączali kabel elektryczny. Powtarzało się to wiele razy, co bardzo wydłużało prace budowlane.
Następnie do budynku należało przyłączyć kanalizację, wodę i elektrykę. Znalazł firmę, której zlecił realizację przyłączy wodno-kanalizacyjnych. Materiały załatwił we własnym zakresie, aby obniżyć koszty wykonania. W celu wyposażenia zabudowy w własną elektryczność złożył w energetyce podanie o uzyskanie zgody na przyłączenie obiektu do sieci elektrycznej o podanych przez siebie warunkach technicznych.  Znalazł elektryka, który wykonał prace przyłączeniowe oraz założył licznik elektryczny. Dokonał podłączenia do sieci elektrycznej w zabudowie. Pan Filipek podpisał z energetyką umowę o dostarczeniu energii elektrycznej i zaświecił światło w swoim nowym jeszcze nie skończonym zakładzie. Należało też zrobić podłogę.

To zadanie pozostawił sobie bo firma za jej wykonanie za dużo chciała sobie zapłacić. Pan Filipek był dobrym krawcem ale o pracach budowlanych prawie nic nie wiedział. Przez wiele dni chodził po znajomych, wypytywał się jaką konstrukcję ma podłoga i jak ją zbudować. W końcu po zebraniu odpowiednich informacji i rysunków postanowił się zabrać za robotę. Dla izolacji od ziemi pierwszą warstwę zrobił z tłuczonych cegieł, potem zalewał to zaprawą cementową, którą sam rozrabiał z wodą. Od cementu wypalił sobie ręce i budy. Na to położył pierwszą warstwę izolującą od wilgoci. Potem przywiózł z bratem keramzyt i usypał warstwę termoizolacyjną.

Na warstwę termoizolacyjną rozlał ręcznie rozrobioną zaprawę betonową z kilkudziesięciu worków zaprawy cementowej. Zajęło mu to kilka tygodni. Pan Filipek wyglądał jak robotnik budowlany ze zniszczoną skórą na rękach i twarzy od żrącego pyłu cementowego.  Potem brat jego załatwił fachowców, aby położyli wypoziomowaną, betonową podłogę. Załatwił mu także odprowadzenie wody deszczowej, licznik na wodę i muszlę klozetową.  Na koniec Pan Filipek chodził i głowił się, jak położyć kafelki na betonową podłoże. Kupił kafelki i klej cementowy i położył jak umiał kafelki - ale te najlepsze mrozoodpor ne. Schodki do budyneczku, też były jego konstrukcji.

Postarał się też szyld z napisem - Zakłady Krawieckie FillPol - który powiesił nad wejściem do zakładu. Aby ludzie mogli się dowiedzieć o zakładzie Filipka na ścianie budynku, naprzeciw głównego krzyżowania ulic umieścił dużą reklamę informacyjną 0.80x1.60 m o usługach zakładu i jego lokalizacji oraz na dachu na boku zakładu umieścił dodatkową reklamę "Garnitury" o wymiarach 0.5x4.0 m. W przedniej części zakładu również na dachu umieścił podobną reklamę o wymiarach 0.5x4.0 m reklamującą garnitury. Wydrukował też kilkadziesiąt ulotek o swoich usługach i porozwieszał w okolicy. Przy rozwieszaniu ulotek miał kłopoty ze strażą miejską napuszczoną chyba przez konkurencję, że rozwiesza bez zezwolenia. Za reklamę na skrzyżowaniu wnosił miesięczne opłaty według stawki za 1m2 reklamy.  

Jeszcze Pan Filipek nie odetchnął a musiał dalej załatwiać sprawy urzędowe. Pozostało pozwolenie na użytkowanie. Napisał podanie do Architektury o pozwolenie na użytkowanie. Dołączył decyzję o zagospodarowaniu, decyzję o zabudowie, projekt budowlany, umowę dzierżawy i skoczył do urzędu załatwić sprawę. Przy okazji zażądano w Architekturze dziennik kierownika budowy. Oczywiście kierownikiem budowy i wykonawcą prac wykończających był on sam, ale nie mógł się do tego przyznać bo nie miał żadnych uprawnień. Powiedział, że zaginął mu dziennik budowy z nie jego winy. Jakoś sprawa dziennika mu się upiekła.

Cała sprawa urzędowa trwała rok. Ponad pół roku jego nowy zakład był pusty bo spłukał się całkowicie z oszczędności i zbierał nowe pieniądze na dalsze wykańczanie. Musiał jednak przychodzić do pustego zakładu i go pilnować oraz chronić od miejscowej watażki chuliganów, którzy próbowali mu zniszczyć i porysować ściany zabudowania. Dzięki temu, że kazał zrobić szyby w oknach odpor ne na uderzenia kamieniem, pozostawały one nietknięte. Również biegał w zimie do pustego zakładu w nocy i sprawdzał, czy woda w rurach nie zamarzła spuszczając trochę jej z kranu. W owym czasie jednemu właścicielowi podobnego zabudowania pękła od mrozu rura i przy odwilży trysnęła woda. Ekipa remontowa przy usuwaniu awarii musiała zniszczyć pół zabudowania. 

Część pieniędzy znowu pożyczył od najbliższych. Oczywiście później, kiedy już miał pieniądze zwrócił je w całości. Dzięki nim wyposażył zakład. Kupił meble, stoły na warsztat, urządził biuro. Zaopatrzył warsztat i do biura wstawił komputer. Zaczął działalność w swoim nowym zakładzie. 

1  2  3  4  5  6  7  8 

Autorzy: Redakcja strony, tekst i rysunki czarno-białe: Waldemar Wietrzykowski, rysunki kolorowe: Roman Wietrzykowski - lat 12