Pan Filipek urodził się w Polsce we Wrocławiu. Kocha swoje miasto i
swój piękny kraj. No nic dziwnego, bo jak powiedział aktor w
programie "Zulugula" - Polska to piękny kraj! W porównaniu
do innych krajów jest też najmądrzejszym krajem, bo gdyby nie Polacy
świat do dzisiaj by się głowił, jak obalić komunę. Pan Filipek
cieszył się i był dumny, a ta duma jego pochodziła jeszcze z czasów
szlacheckich. Ciągle uważał, że pan na zagrodzie równy wojewodzie.
Za komuny nie mógł się wykazać. Marzył o nastaniu dobrych
czasów, w których w końcu mógłby się wykazać swoją przedsiębiorczością.
Uważał się za bardzo pomysłowego.
Ale te pomysły na nic mu się nie przydawały.
Tylko nuda i nuda. Szara codzienność. Praca ,dom, praca, dom. Zanudzić
się można na śmierć. Nauczali - wszystkim według ich potrzeb. No
moje potrzebny są niezmierne - uważał Pan Filipek. Tutaj wszystkich
potrzeb na pewno nie zaspokoję. Może by wyjechać za granicę? - myśli. E tam! - odpowiada sobie.
A po jakiemu bym gadał!
Po drugie nie chce mi się! W szkole dobrze się tylko ruskiego nauczyłem!
A za granicę do Rosji? He! He! He! - pomyśleliby, że na główkę upadłem.
To już nie te czasy.
W
końcu nastały dla Pana Filipka dobre
chwile. Doczekał się. Ho! Ho! Ho! Teraz to już ja pokażę! Bierzcie
swój los w swoje ręce - krzyczał ktoś w telewizji. Zakładajcie
firmy. No, ten myśli tak jak ja. Wie co nam trzeba.
Pan Filipek
poczuł się jak nowonarodzony. Jego wnętrze napełniło się odczuciem jakiejś
lekkości, radości i wolności. To ja teraz mogę robić wszystko co chcę -
pomyślał. I nikt mi nie zabroni.
Nie mógł się przyzwyczaić do takiego
odczucia. Krzyczał, wiwatował, płakał i kochał wszystkich ludzi. Czuł się
w Polsce jakby w wielkiej rodzinie. Wszyscy uprzejmi ,grzeczni a zarazem mocni swoją siłą. Gdyby powtórzył się teraz Grunwald, zmietli by gołymi rękami
Krzyżaków
jeszcze szybciej niż to zrobili w historii. Był odurzony.
Zamiast coś robić,
niemal otępiał z tego odczucia wolności. W końcu otrząsnął się i popatrzał
bardziej trzeźwymi oczami. Wszyscy wokół niego cieszyli się. Ale tak jak pod
Grunwaldem trochę nie umieli skorzystać ze zwycięstwa. Gdy ten nastrój
podniecenia minął stwierdzili, że umieją robić tylko to, co poprzednio. Praca,
dom, praca, dom. Nikt jakiejś inicjatywy nie wykazywał. Dosyć tego - pomyślał.
Teraz trzeba poczekać na jakąś okazję. Już Panu Filipkowi sprytu a także
inwencji i rozmysłu nie brakowało. A że pracował w zakładzie
krawieckim, umiał bardzo dobrze szyć. Już cały zakład na jego
robocie stał.
W końcu wykorzystał swoją okazję. Do zakładu przyjechał
przedstawiciel jakiejś spółki.Zamówił całą partię garniturów. Oczywiście
cała robota spadła na Pana Filipka, natomiast kierownik zakładu spijał całą
piankę wynikających z tego korzyści. Filipek w końcu postawił się i zażądał
podwyżki, a jeżeli nie, to zwolni się z pracy. W swoim zamyśle chciał przejąć
cały interes garniturowy, bo u kogo będą zamawiali garnitury jak nie u niego.

|
I nie pomylił się. Spółkę nie obchodziło z kim podpisują dalszą umowę,
byle to były garnitury tak dobrej jakości jak dotychczas. A w zakładzie
krawieckim nie było takiego, który z taką wprawą szyje garnitury.
Oczywiście nie chodziło tu o zwykłe garnitury ale niepowtarzalne, wykonane z
wielkim kunsztem krawieckim. Na Pana miejsce znajdę 50-ciu takich jak pan -
odpowiedział mu kierownik, gdy Pan Filipek ujawnił mu swoje zamiary. Potem wściekł się i kazał mu przekazać swoją wiedzę i umiejętności
oraz tajemnice
kunsztu innym pracownikom zakładu. Do tej pory nie interesowało to kierownika
zakładu, bo i tak najważniejsze roboty, wymagające najwyższej umiejętności,
wykonywał Pan Filipek. Teraz, kiedy zabraknie Pana Filipka, jak będzie realizował
zamówienie. Filipek nie był w ciemię bity i najpierw poszedł na zaległy
urlop, a potem tak się migał aby nic nikt z jego tajemnicy nie wyniósł.
W między
czasie sam skontaktował się ze spółką i powiedział jej przedstawicielowi, że zwalnia się z
pracy bo otworzył swoją własną firmę. Jak chcą, to mogą realizować zamówienie
już u niego. Spółka wiedziała, że realizacja spoczywa głównie na Panu
Filipku. Nam "wsio ryba" z kim podpisujemy umowę, byleby zamówienie
było gotowe. No to "pierwsze koty za płoty"..
Hurra! Mam swój zakład prywatny! - krzyknąl Filipek. Ale dopiero w tym momencie zaczęły się
jego problemy. Jak
ja podpiszę umowę kiedy swojej firmy praktycznie nie mam. Najlepiej było z
miejscem na firmę. Przysposobił swoją chatę. Żonę i dzieci przeniósł do jednego
pokoju, a w drugim urządził mini biuro a zarazem warsztat krawiecki.
 |
No tak, ale
jak przyjedzie przedstawiciel spółki podpisywać umowę. Do zwykłego
mieszkania z napisem Filipek na drzwiach wejściowych? Jeszcze się wyśmieją z
takiej firmy i uciekną. Tak więc znalazł w książce telefonicznej zakład w
którym robią pieczątki i szyldy. Za tydzień miał pieczątkę firmową
Przedsiębiorstwa Produkcyjno-Usługowego "FillPol" , pieczątkę dyrektora, a jego żona pieczątkę
pełnomocnika. Obok pieczątek kazał zrobić szyld firmowy, który powiesił na
ścianie zewnętrznej budynku oraz pięćdziesiąt sztuk wizytówek. Przeszukał wszystkie
szafy a w nich znalazł piękne garnitury szyte na miarę, bo od czego był specjalistą od szycia garniturów.
Znalazł też koszule i krawaty. No nikt chyba we Wrocławiu
nie miał tak szykownie skrojonego garnituru jak Pan Filipek. Biznesmen pełną
gębą. Kupił sobie jeszcze dezodorant i odkurzył trzymane na okazję budy. No
teraz mogę przywitać przedstawiciela spółki.
1 2
3
4
5
6
7
8