Z życia wzięte

01.10.2003

Wrocław, POLAND

 Do strony głównej

Waldemar Wietrzykowski      kontakt © 2003  net3plus www.net3plus.polhost.pl

"W swoje ręce" czyli historia z życia Pana Filipka - Część 2

 

Ponieważ uważał się za człowieka uczciwego i traktował swoją firmę poważnie postanowił zarejestrować firmę w Urzędzie Miejskim i Urzędzie Skarbowym. Wypełnił na korytarzu Urzędu Miejskiego druczek zgłoszenia działalności gospodarczej. Wniósł ustawową opłatę i umówił się na określony termin. Będąc zawsze przewidującym  wpisał, że działalność gospodarcza będzie obejmowała teren całej Polski, oraz podał w pozycji - obecna siedziba przedsiębiorstwa - adres swojego mieszkania. Trochę mu nie pasował nr mieszkania. Najlepiej wyglądałby jeden numer po nazwie ulicy. Po odczekaniu należnego czasu na odleżenie się zgłoszenia na urzędowym biurku załatwił rejestrację i otrzymał dokument z dużą pieczęcią urzędową Prezydenta Miasta oraz pieczątkę do dowodu osobistego.

Jeszcze musi Pan załatwić rejestrację w Urzędzie Statystycznym - powiedziała na koniec urzędniczka.

Oglądał otrzymany dokument z duża pieczęcią i pieczątkę w dowodzie osobistym wiele razy i podziwiał siebie. Ho! Ho! Ho! Pan Filipek to już gość. Jeszcze musi tylko załatwić Urząd Statystyczny. Trochę mu się to nie podobało. Ale cóż zrobić. Wszyscy to przechodzą. To co to takiego dla Filipka. Szkoda tylko dodatkowych pieniędzy na rejestrację statystyczną. Ale bez tego nie będzie można zarejestrować działalności gospodarczej w Urzędzie Skarbowym.Po załatwieniu rejestru statystycznego udał się Pan Filipek do Urzędu Skarbowego. Przywitał do gwar ludzki w pomieszczeniu z podłogą wyłożoną kamienną posadzką. Po Urzędzie Skarbowym Pan Filipek poruszał się niemrawo i nieporadnie tak, jakby znalazł się w Budapeszcie.

Podszedł do okienka i zapytał słysząc przy tym swój głos jakby nie jego. A plątał mu się język, szepetlenił i wyjąknąć nie mógł pełnego zdania. A gdzie tu, tu! A jak za, za! Rejestr! Ować! I przełknął ślinę bo mu zupełnie w gardle zaschło. Zaczerwienił się przy tym, bo słyszał przed chwilą głos jakiegoś nienormalnego. Pani w okienku skierowała go do innego okienka. Zmartwił się bo jeszcze raz będzie musiał przejść taką gehennę. 

Ale podchodząc do kolejnego okienka nabrał odwagi. Przećwiczył co się ma zapytać i po dojściu do okienka wywalił jak z procy - Gdzie się można zarejestrować? Zadowolony był przy tym, że jest taki pewny siebie. Po informację następne okienko - usłyszał odpowiedź. To było już za wiele. Tyle się namęczył i brak efektu. Do następnego okienka podszedł już zdenerwowany i rzucił gromkim głosem - Gdzie tutaj w końcu można się zarejestrować!. Bruzda między jego obniżonymi brwiami ostro się przy tym zarysowała. Do czego? - spytała spokojnym, syntetycznym głosem blondynka. Pan Filip nadymał się. Na jego twarz wypłynął grymas zdziwienia. Gałki oczne poszukiwały odpowiedzi, bo sam zapomniał  z tego zdenerwowania po co tu przyszedł. Więc zaczął się plątać, znowu jąkać i znowu wyszedł na przygłupa. A jaki podatek, dochodowy czy ryczałt? - ciągnęła blondyna. Jaki pit? Jaka działalność? Jaki...? Pytała tak dalej bez litości. Nic z tego Pan Filipek nie rozumiał. Na końcu widząc u niego nieporadność podała bardzo wyczerpującą podpowiedź - "Nie musi się Pan rejestrować. Niech Pan kupi sobie książki o podatkach, aby się dokształcić, bo nieznajomość zasad podatkowych nie broni podatnika. Jak uzyska Pan pierwszy przychód, przyjdzie Pan z odpowiednim pitem i zapłaci podatek. Będzie to tym samym rejestracja. A niech Pan załatwi jeszcze konto w banku dla prowadzących działalność gospodarczą. Inaczej nie zarejestruje się Pan w Urzędzie Skarbowym, bo zwroty nadpłaconych podatków wpłacamy tylko na konto firmowe". Pan Filipek wiedział już wszystko. Wskoczył do księgarni, która mieściła się w Urzędzie Skarbowym i kupił książki, jakie polecała mu sprzedawczyni. Potem znowu wszedł na salę obsługi podatnika. Widział wiele ludzi, którzy biegali tam i z powrotem , z wywieszonymi językami. Spisywali coś i radzili się jeden drugiego. W końcu wyszedł z gmachu Urzędu i odechnął z ulgą. Uff! Jednak znowu nazbierał myśli.Tak łatwo dalej nie pójdzie - pomyślał sobie.

Co dopiero wyczerpany przez Urząd Skarbowy, a tu pozostał mu jeszcze Zakład Ubezpieczeń Społecznych. A ubezpieczyć się trzeba, bo każdy prowadzący działalność musi być ustawowo ubezpieczony, aby korzystać na przykład z opieki lekarskiej. Tak. Muszę to załatwić. Jeszcze dzisiaj - powtarzał w myśli.. Oczywiście nie został tam przyjęty od razu. Złożył podanie i zjawił się w ustalonym terminie. Czy Pan się zarejestrował w Urzędzie Skarbowym? - spytała urzędniczka. Jeżeli nie, to musi Pan najpierw się zarejestrować w Urzędzie Skarbowym - powiedziała. I na tym się skończyła rozmowa. Z tego wynikało, że sprawy w Urządzie Skarbowym i Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych, pomimo dużych starań, Pan Filipek na razie nie załatwił. 

Dużo czasu i zachodu stracił Pan Filipek, a zaczęło już brakować pieniędzy w kieszeni, bo te z odprawy i ostatniej pensji się już skończyły. Pieniędzy z działalności firmy jeszcze widać nie było. Jak to dobrze było stać w kolejce do kasy po wypłatę - pomyślał. Teraz trzeba było o wypłacie pomyśleć samemu. A pieniążki same nie przychodziły. Pan Filipek musiał się nagłowić, jak je zdobyć i nie mógł wpaść na dobry pomysł. Zaczął od sposobów najprostszych, bo takie same przychodzą do głowy i nie wymagają zbytniego myślenia. 

Najpierw przypomniał sobie, że można dostać zasiłek dla bezrobotnych w Urzędzie Zatrudnienia. Małe pieniądze ale zawsze coś i pracować przy tym nie trzeba. Był jednak warunek, że się pracowało co najmniej rok bez przerwy. Pan Filipek spełniał to kryterium, więc udał się do Urzędu Zatrudnienia. 

Ile tam było ludzi. O wiele więcej niż w kolejkach przed sklepem za komuny. A mówią, że teraz nie ma kolejek - pomyślał. Wszystkie piętra w urzędzie były zawalone ludźmi, a i na zewnątrz do urzędu kolejki się ustawiały jeszcze przed otwarciem. Nawet zapisy na miejsce w kolejkach prowadzili. Niektórzy nie stali w kolejce dla siebie. Praca stacza w kolejkach widocznie niektórym się opłacała. Zastępowali tych, którzy w danej chwili stać nie mogą, czy to z braku czasu czy względów zdrowotnych i odwalali dobrą robotę. Stali za parę groszy ale im się widocznie opłacało. Potem się rozliczali z tymi, którzy im stanie zlecili. 

Pan Filipek pojawił się tu pierwszy raz, więc miał dużo siły stać w wolno poruszającej się kolejce. Kolejka wydawała się czasami zatrzymywać, wywołując wśród czekających okrzyki zdenerwowania: Co się tam dzieje? Ale nam przyszło? Że też zachciało się nam obalać komunę - krzyczeli. A teraz jak dziady musimy stać w tych kolejkach. Co on tam robił? Całe pól godziny. Jakby był u dentysty. Tu trzeba sprawę załatwiać od razu, bo inni czekają. Czy może mi pan zamówić kolejkę. Ja muszę tylko nakarmić dziecko w domu. Gdzie się pan pchasz? Co, dali panu kuroniówkę? Coś wywęszyli, bo się dziwnie pytali. Cha!, Cha!, Cha! I dalej jak było? Przez kilka godzin można się było dowiedzieć o takich rzeczach o jakich do tej pory się nie wiedziało.

Pan Filipek miał na początku wielką dumę i honor, więc chował się za plecami innych ludzi. Wyglądał z drżeniem serca, czy jakiego znajomego tam nie spotka. Myślał sobie - Jakże to wygląda. Taki gość jak on, czeka teraz i się poniża za kilkaset złotych. Spaliłby się ze wstydu, gdyby się ktoś ze znajomych o tym dowiedział. Nie przeglądał też żadnej oferty pracy, których było pełno na tablicy ogłoszeń, bo z góry uważał, że to nie dla niego, bo on już ma swój interes. Dalej myślał - Ja tylko tu stoję, bo muszę załatwić trochę grosza na przetrwanie. 

Tak sobie tłumaczył i usprawiedliwiał w głębi duszy oraz dodawał otuchy, że aż takim dziadem nie jest. Kolejka się posuwała powoli i przesuwała stojących na wyższe piętra. Im bardziej czekający zbliżali się do drzwi pokoju rejestracji, tym bardziej malował się na ich twarzach stres. Taki stres odczuwali kiedyś na egzaminie maturalnym, jeżeli taki mieli. Tuż przez drzwiami paraliżowała informacja przekazywana od wychodzących do tyłu kolejki, że pół na pół udaje się zarejestrować. Każdego wychodzącego z pokoju rejestracji oczekujący szczegółowo wypytywali - I co? O co pytali? I wtedy wychodzący szczegółowo opowiadał na co zwrócić uwagę, czego się obawiać, czego unikać, na czym go złapali lub jakie miał szczęście. W końcu wszedł do pokoju rejestracji bezrobotnych Pan Filipek.

Dowód proszę - powiedział urzędnik. Filipek podał dowód. A tu głos urzędnika zrobił się radosny i bardzo ożywiony, jakby coś odkrył - Ooo! Ma Pan wpis, że prowadzi Pan działalność gospodarczą! Panu Filipkowi cała krew nagle do nóg spłynęła.  Ta pieczęć, która była jego chlubą, zgubiła go teraz. I po co przybili mi pieczątkę do dowodu - pomyślał. Jeżeli Pan wyrejestruje działalność, może ubiegać się o zasiłek, ale już Pan traci w tej chwili dwa miesiące zasiłku - powiedział urzędnik. " Psia kość" - pomyślał Pan Filipek. To ledwo, z takim trudem załatwiłem działalność, a już mam ją wyrejestrować? Tyle wysiłku. Tyle pieniędzy. Gdzie moje plany? Gdzie marzenia o firmie? Może dać sobie spokój i się wycofać? Ale skąd wziąć na chleb nie mówiąc już o opłacie czynszu. Co innego wymyśleć?  Przepadnę - myślał Pan Filipek.


1  2  3  4  5  6  7  8 

Autorzy: Redakcja strony, tekst i rysunki czarno-białe: Waldemar Wietrzykowski, rysunki kolorowe: Roman Wietrzykowski - lat 12