Z życia wzięte

12.10.2003

Wrocław, POLAND

 Do strony głównej

Waldemar Wietrzykowski      kontakt © 2003  net3plus www.net3plus.polhost.pl

"W swoje ręce" czyli historia z życia Pana Filipka - Część 5

 

Trudy życia zaczęły Panu Filipkowi coraz bardziej dokuczać, bo obiadki były coraz chudsze. Kaszanka i mortadela się już dawno przejadły. A w sklepach wspaniałe zapachy wszelakich wędlin i serów, ciast, kiełbas, kurczaków. Co prawda, za komuny tyle tego nie było, ale teraz samym zapachem i widokiem nie można się było wyżywić. Tylko wściekłość chwytała Pana Filipka na widok tych kulinariów.

Udał się Filipek do Pomocy Społecznej, aby tam ratować swoje położenie. Odczekał długą kolejkę przed pokojem, gdzie załatwiali zasiłek, aż przyszła dla niego kolej. 

Młoda pracownica Pomocy Społecznej popatrzyła się na Pana Filipka i rzekła:
- Pan jest jeszcze młody, zdrowy i silny, dla takich nie ma zasiłków. W kolejce na zasiłek czeka wiele ludzi, którzy na prawdę nie mogą na siebie zarobić. W dodatku już trzeci miesiąc nie otrzymaliśmy pieniędzy na zasiłek.
Pan Filipek nie dawał  za wygrane. Miotał się, tłumaczył, wymyślał.
- A co ja kraść pójdę - zakończył.
- Nic na to nie poradzę - odrzekła pracownica.
W końcu tak usilnie prosił, że aż dopiął swego.
- No dobrze, proszę złożyć podanie - powiedziała - odpowiedź przyjdzie pocztą. Ale może się pan spodziewać już niebawem wizyty naszego pracownika w domu. Wiele ludzi chce zasiłku, a potem okazuje się, że stać ich na utrzymanie samochodu.
No samochodu Pan Filipek jeszcze się nie dorobił. A jeżeli ktoś chce przychodzić z Pomocy, to niech przychodzi. Będę musiał sprzątnąć tylko moje biuro "Fillpol" i warsztat pracy przenieść na razie do piwnicy.
Po pewnym czasie istotnie zjawiła się kobieta z Pomocy. Pan Filipek nażalił się jej, napłakał na swój los, w końcu dostał zasiłek jednorazowy w wysokości 100 zł, który miał być wypłacany po 50 zł co pól roku.
- I to ma być pomaganie ubogiemu człowiekowi, bez pracy i środków do życia? - powiedział do siebie - niech ich kaczka kopnie.
Ale wziął i to. Dobrze, że załatwił wcześniej bezrobocie, bo teraz usłyszał w telewizji, że dla zarejestrowanych od tego miesiąca, zasiłek płacą już tylko przez pół roku.- Ale mi się udało - pomyślał. W środkach masowego przekazu krzyczeli nasi dobroczyńcy: Prywatyzować!. Prywatyzować!. Gospodarka rynkowa!. No te słowa  jakoś teraz do Pana Filipka nie trafiały.

Nie wiedział co myśleć. Czy być za tym, czy przeciw, a może być za, a nawet przeciw - jak go pouczali praktykujący wówczas politycy. Pan Filipek nie lubił pouczania, a nawet czuł się źle. Znowu zaczynają pouczać. Ale przecież on nie może powiedzieć, że to mu się nie podoba. Jeszcze by powiedzieli, czy marzą mu się dawne czasy, z których sam uciekał i do których starał się nie tęsknić. A na brak pieniędzy na własną działalność gospodarczą dają Panu Filipkowi radę:
- Pierwszy milion trzeba ukraść. 
Czy to mówią poważnie, czy wynoszą z własnego doświadczenia - myśli Pan Filipek.

Od tej biedy zdrówko zaczęło Panu Filipkowi nawalać. Od ciągłych kaszanek i mortadeli brzuszek coraz bardziej bolał. On marzył o innym jedzeniu. Oglądał półki sklepowe i lady i marzyły mu się różowe, pachnące, grube i dymiące paróweczki. Wzrost ceny odganiał jednak klientów takich jak Pan Filipek od półek.
- Gdzie łajzo śmieją się kiełbaski do Pana Filipka - nie jesteśmy dla Ciebie.
Filipek pochłonąłby je z ogonkami, gdyby miał trochę grosza. A tak to pęcznieją tylko na pułkach,  rozrastają w swojej masie, że aż kapią, ale chyba dlatego, bo Pan Filipek ich nie ujada.

W końcu Pan Filipek musiał pójść do lekarza bo go brzuszek zaczął boleć bez przerwy. Wstał rano i poszedł do przychodni. A tam pełno ludzi siedzi na ławkach i czeka na swoją kolej do lekarza.
- Kto ostatni - zapytał Filipek ludzi w kolejce.
- A jaki ma Pan numerek? - ktoś zapytał.
- Jaki numerek? - zapytał ze zdziwieniem Pan Filipek.
- Co Pan nie tutejszy, z zagranicy, czy może z choinki się urwał - odezwał się gruby jegomość, czerwony na twarzy, z rozchełstaną koszulą na piersiach i zlany potem.
- Niech Pan się najpierw zarejestruje - powiedziała miła z wyglądu kobieta. 
  Poszedł Pan Filipek do rejestracji.
- Już nie ma miejsc. Proszę jutro przyjść, ale rano, bo ilość miejsc ograniczona - powiedziano mu w rejestracji. 
Nazajutrz rano poleciał znowu do przychodni. Pełno ludzi przed rejestracją. Siódma godzina a jeszcze nikt nie przyjmuje. Niecierpliwią się ludzie. W końcu otworzono okienko. Kolejka zaczęła się powoli się przesuwać.
- Do okulisty proszę.
- Do internisty.
- Do Pani doktor Bielak proszę, bo ona leczy najlepiej. 
Nadeszła pora na Filipka.
- Książeczkę zdrowia proszę!
Pan Filipek stanął jak wryty, a po chwili powiedział:
- Zapomniałem. Ale doniosę.
- No chyba - odparła pani w okienku. 

I nic nie załatwił. Postanowił załatwić tą sprawę jutro.
- Dobrze, że dostałem w bezrobociu książeczkę zdrowia - pomyślał Filipek - bo bez niej nie miałbym czego szukać. 
Nazajutrz rano znowu popędził do przechodni. Stanął w okienku jak poprzednio. Jeszcze dwie osoby i będzie obsłużony. Wygniatał w dłoni zapoconą książeczkę zdrowia.
- Jeszcze dwie osoby i koniec rejestracji na dzisiaj - nagle usłyszał.
- Jak to! - wrzasną Pan Filipek i inni stojący za nim - to tyle czekałem, żeby odejść z kwitkiem. Jakie tu porządki.

A mnie tak boli. Może jutra nie doczekam.
- Jak się Panu nie podoba, to proszę iść do lekarki, może Pana przyjmie poza kolejnością.
Nic nie wywalczył. Wieczorem nakręcił budzik na 4 rano i poszedł spać.

Silny dźwięk dzwonka obudził go ze snu, a miał wspaniały sen, w którym był właścicielem dobrze działającej firmy.
- No, przerwać taki sen - wystękał Pan Filipek. W pokoju było ciemno, tylko ma dworze zaczęło się rozjaśniać. Ubrał się i bez śniadania pobiegł do przychodni. Ku swojemu zdziwieniu były już cztery osoby, emeryci i plotkowali między sobą.
- No ci to mają dużo czasu - pomyślał Pan Filipek. Był bardzo zadowolony, bo był piąty w kolejce.  
Do radości dużo człowiekowi nie potrzeba. Patrzył się z wewnętrzną wyższością i politowaniem oraz radością na tych, którzy dopiero przychodzili i stawali daleko w tyle kolejki. Patrzył się i upajał swą zaradnością i mówił sam do siebie w myśli:
- Trzeba było wstać wcześnie rano ty rozlazła damo.
- Gdzie grubasie. Na koniec, hi, ki, hi.
- Jak umierasz to radzę już iść na cmentarz. Nie trzeba będzie dowozić, he, he ,he.
- Pana kolej! Pan Filipek otrząsnął się z myśli i podał książeczkę.
- Nie podbita! Następny Proszę.
- Ha, ha, ha - parsknęli śmiechem w kolejce - Weź Pan samolot i podbij Pan. Może jeszcze zdążysz.
- Łu, hu, hu, hu - zaczął się śmiać gruby jegomość, a potem dusić się. Zabrakło mu tchu.
- Ha, ha, ha - śmiała się cała kolejka widząc pielęgniarki cucące grubego jegomościa. 

Ale Panu Filipkowi nie było już do śmiechu. Pędził jak oszalały i tylko słyszał słowa - Nie podbita!. Nie podbita!. Coś zaczęło go kłuć w piersiach.
- No z tym leczeniem, to się już znajdę w szpitalu na intensywnym - pomyślał. Żeby tak ciężko było dostać się do lekarza. A jakbym był zupełnie chory, to bym chyba pięć razy umarł, nim bym się dostał do lekarza - myślał. Co też zrobili ze służbą zdrowia. Zaczął się jeszcze bardziej denerwować Pan Filipek, a w piersiach zaczęło go kłuć jeszcze bardziej. O spokój Filipciu. Spokój. Jeszcze teraz miałbym zakończyć życie. Niedoczekanie. Ja wam jeszcze pokaże - zaczął się odgrażać. Nie wiadomo komu, ale chyba obecnemu rządowi i panującemu systemowi. 

Cicho, cicho, zarazem się uspakajał. Trzeba jednak o swoje nerwy dbać. W końcu podbił książeczkę i dostał się do lekarza.
- Pani doktor, boli mnie brzuch i czuję kłucie serca. Może mi Pani da skierowanie na ekg?- powiedział Pan Filipek.
- Ma Pan bardzo wyczerpujący tryb życia - odparła lekarka - Za dużo się Pan denerwuje, za dużo pracuje, a nie jest to dobre na żołądek. Jeszcze Pan się dorobi wrzodów żołądka. Radzę mniej intensywne zawodowo życie.Ponieważ jest Pan po raz pierwszy, przepisuję Panu badania i receptę na leki, zobaczymy w jakim jest stanie Pana organizm. To leczenie płatne, to też. Radzę zrobić to badanie na Piławskiej, bo tam biorą tylko 50 zł i niech Pan się tam jak najszybciej zarejestruje, bo trzeba oczekiwać ponad miesiąc. Jeżeli chciałby Pan nie czekać, to może Pan zrobić na Długiej, ale tam biorą 130 zł. To lekarstwo jest na receptę a te trzy pełnopłatne.
-  A badanie ekg? - spytał Pan Filipek.
- Zbadałam pana i uważam, że nie jest potrzebne.
- Ale ja bym chciał pani doktor, bo mi tak kłuje.
- Aparat jest teraz przeciążony i robimy wtedy, jeżeli są ku temu wyraźne wskazania - zakończyła lekarka. Pan Filipek wyszedł oburzony.
- O już nie mogę dalej chodzić po lekarzach. Bo stanę się zupełnym wrakiem człowieka od tych nerwów, a chciałbym jeszcze osiągnąć coś w życiu - pomyślał Pan Filipek.

  1  2  3  4  5  6  7  8 

Autorzy: Redakcja strony, tekst i rysunki czarno-białe: Waldemar Wietrzykowski, rysunki kolorowe: Roman Wietrzykowski - lat 12