Z życia wzięte

05.10.2003

Wrocław, POLAND

 Do strony głównej

Waldemar Wietrzykowski      kontakt © 2003  net3plus www.net3plus.polhost.pl

"W swoje ręce" czyli historia z życia Pana Filipka - Część 3

 

Ale Pan Filipek się nie poddawał. Wpadł na pomysł, że najlepiej będzie, jak zgubi dowód i zrobi sobie nowy. Jak postanowił tak zrobił. Zgłosił zagubienie dowodu i przedstawił chęć wyrobienia nowego. Ale to będzie kosztować! - powiedziała urzędniczka. Westchnął tylko i się zgodził. Urzędniczka wypisała mu zaświadczenie tymczasowe, zastępujące dowód do chwili jego wydania. W tym zaświadczeniem Pan Filepek pobiegł do Urzędu Pracy. Przyuważył przy tym, żeby nie trafić na tego samego urzędnika, co poprzednio. Wyczekał odpowiednią ilość czasu w kolejce, aż nadeszła jego kolej. 

Czy jest Pan zdolny do pracy? - usłyszał. Oczywiście! - odpowiedział Filipek. A jakbym nie był - pomyślał - to co? I został bezrobotnym rejestrowanym. Rejestracja w Urzędzie Pracy oprócz zasiłku miała tą dobrą stronę, że otrzymał legitymację ubezpieczonego w ZUS i mógł swobodnie korzystać z opieki lekarskiej.Filipek myślał, że w końcu odetchnie, ale nic z tego. Dla Pana Filipka powstał duży problem, a mianowicie, że pozostało do wypłaty zasiłku jeszcze dwa miesiąc, a nie miał już ani grosza. Musiał szukiwać nadal pieniędzy na dalsze utrzymanie. 

Może ktoś mnie weźmie do pracy dorywczej - pomyślał. Zaczął chodzić po wszystkich zakładach w poszukiwaniu dorywczej pracy, ale gdzie tam. Pracy nie było. Starał się jak mógł, aby go zatrudnili. W tych czasach pracy było coraz mniej, a zapowiadało się jeszcze gorzej. W końcu coś znalazł. Była to robota tak poniżająca wewnętrzne poczucie godności Pana Filipka, że tylko dlatego ją wziął, bo nie miał nawet na chleb. A pracując chociaż dorywczo, miał za co przeżyć te trudne chwile.  Tymczasem odbyło się spotkanie z przedstawicielem spółki i Pan Filipek występując jako właściciel firmy podpisał umowę na okrągłą sumkę. 

Był bardzo zadowolony, gdyż widział pierwsze jaskółki w swojej działalności gospodarczej. I tak przeżywał swoje zadowolenie, aż nagle przeszyła go bardzo nieprzyjemna myśl - Skąd weźmie pieniądze na zakup materiału do produkcji garniturów? Od razu mina mu zrzedła i znowu chodził posępny i drażliwy. Dalej tak myślał. Może wezmę zaliczkę od spółki, z którą podpisałem umowę. Ale jak to będzie wyglądać. Taka renomowana firma jak " FillPol" prosi o pieniążki, bo nie ma ani grosza na zakup materiału. He! He! He! Nawet brak mu na bułkę z masłem - pomyślał i w tej chwili odczuł ściskanie żołądka. Ale doświadczony już srogo przez życie wiedział, że na wszystko rada się znajdzie. Wystarczy odłożyć problem aż dojrzeje, a na pewno znajdzie się sposób. 

Życie w roli zarejestrowanego bezrobotnego nie było łatwe. Pan Filipek musiał się pojawiać w Urzędzie Pracy co jakiś czas bo był to warunek, aby otrzymywać w dalszym ciągu zasiłek. Zobowiązany też był czytać rozwieszone na tablicy ogłoszeń oferty pracy, czy czasem coś dla niego nie ma. Jeżeli nic nie znalazł to Urząd Pracy sam wskazywał firmę, do której musiał biegać i się pytać, czy czasem nie chce go zatrudnić. Jeżeli firma nie chciała skorzystać z niego to otrzymywał od niej pieczątkę, że go nie potrzebuje do pracy. Ale Pan Filipek nie chciał wtedy pracować u kogoś. 

On miał swój własny interes, co prawda daleki do kulejącego, ale własny, tuż na etapie zalążku. Przez cały czas się bał, żeby czasem którejś z tych firm nie odbiło i nie zgodziła się na jego zatrudnienie. Ale samo banie się nigdy do niczego nie prowadzi. Zaczął udawać głupka, niedorajdę, z dwoma lewymi rękami. Ale niektórym firmom tylko o takiego chodziło. Nie wiedział, czy miały one jakieś korzyści z Urzędu Pracy, czy może taki pracownik nie był potencjalnym kandydatem na wygryzienie kogoś ze stołka. Byleby tylko ręce miał i umiał nimi machać. I tych to się najbardziej bał. Gdy tak oblatywał co miesiąc potencjalnych pracodawców po pewnym czasie nabrał doświadczenia i już wiedział jak się zachowywać, żeby nikt go nie zatrudnił. Po każdej odmowie podskakiwał z radości - ale mi się udało. Ze zdziwieniem spostrzegł, że nie tylko on tak robi. W urzędzie pracy słyszał wiele razy rozmowy bezrobotnych osób jak opowiadały o swoich wyczynach, które doprowadziły do tego nie zostały przyjęte do pracy przez

firmy wskazane przez Urząd Pracy. Kolejnym problemem były niedogodności bycia zarejestrowanym bezrobotnym. Co prawda dobrze było otrzymywać co miesiąc zasiłek, ale ile trzeba się było poniżyć, aby go uzyskać. Zasiłki wypłacano w kasie banku i to na oczach ludzi. Ktoś miał idiotyczny pomysł, żeby wydzielić specjalne okienko do obsługi bezrobotnych. Przy okienku był umieszczony napis "Zasiłek dla bezrobotnych" i to tak, żeby wszyscy z daleka widzieli. I tak Pan Filipek sterczał w długiej kolejce wystawiony na pośmiewisko ludzi załatwiających interesy w Banku. Kurczył się, chował za plecami innych, zamawiał swoje miejsce w kolejce a sam wstawał gdzieś obok. Byle by tylko nie zobaczył go ktoś ze znajomych. 

Bezrobotny to tak, jak jakiś trędowaty - odczuwał. A on to Pan! Biznesmen! Ale co on w takim razie robi w tej kolejce. Może przystanął by z kumplem pogadać, aktualnie bezrobotnym. Krążył wzrokiem po banku, śledził wchodzących, szukał znajomych. Czasami chciał się pod ziemię zapaść. Co przeżył, trudno opowiedzieć. Aby to zrozumieć trzeba najpierw samemu być bezrobotnym i postać w takiej kolejce. Ale później miał rekompensatę wysiłków w postaci kilkuset złotych w kieszeni.  W dodatku urząd potrafił zmieniać banki. Wybierał je w całym mieście i Pan Filipek czuł się jak klaun w obwoźnym cyrku rzucony na pośmiewisko całego miasta. Pewnego dnia w Urzędzie Pracy znalazł wywieszkę "Pożyczki za bezrobotnych na uruchomienie działalności gospodarczej".

  1  2  3  4  5  6  7  8 

Autorzy: Redakcja strony, tekst i rysunki czarno-białe: Waldemar Wietrzykowski, rysunki kolorowe: Roman Wietrzykowski - lat 12