Z życia wzięte

14.10.2003

Wrocław, POLAND

 Do strony głównej

Waldemar Wietrzykowski      kontakt © 2003  net3plus www.net3plus.polhost.pl

"W swoje ręce" czyli historia z życia Pana Filipka - Część 6

 

Mijały dni a Pan Filipek miał tyle spraw do załatwienia i taki brak pieniędzy, że realizacja zamówienia, które przyjął jako firma FillPol nie miała szansy powodzenia. W dodatku otrzymał pisemko, że jeżeli wywiesił szyld to musi pamiętać, że na takie wywieszki trzeba zezwolenia właściciela budynku i pobierana jest miesięczna opłata według stawki na metr kwadratowy reklamy. Jeżeli prowadzi działalność gospodarczą w domu, to liczone są inne stawki za wodę i czynsz mieszkaniowy, o wiele większe od obecnych.  Wkurzył się Pan Filipek i ściągnął szyld. Wysłał odpowiedź, że nie prowadzi żadnej działalności gospodarczej. Bo nie prowadzę - powiedział w myśli. A szyld i tak nie jest mi na nic potrzebny. Sen o wielkiej firmie stawał się coraz bardziej mrzonką. Nie jest tak łatwo - pomyślał. Jeszcze nic nie zrobiłem, a tyle trudności napotkałem. Ale się nie poddawał. Pieniądze zdobył pożyczając od najbliższych. Ciężko było. Ale na najbliższych można liczyć.

Nie będą pobierane przynajmniej odsetki. Chociaż najbliższym ciężko było bo każdemu brak pieniędzy. Dzięki pożyczce kupił materiał, przeniósł warsztat z piwnicy do pokoju i zaczął szyć garnitury. A że w tym był dobry uszył kilkadziesiąt garniturów według zamówienia. Szył trzy miesiące. Szył rano, szył w południe, szył wieczorem. Po północy kładł się spać i wstawał o szóstej rano i szył. Jak jadł, to tylko jedną ręką, a drugą przymierzał kawałki materiału. W ogóle nie wychodził z domu. W końcu skończył i rzucił się na łóżko. Trzy dnie spał bez przerwy.

Przyjechał przedstawiciel spółki i oglądnął towar.
- Wspaniale uszyty, wie Pan co Panie Filipek - odparł przedstawiciel - Nasza firma zajmuje się sprzedażą tych garniturów. Weźmiemy od Pana te garnitury, Pan nam wystawi rachunek i po sprzedaży ich przekażemy Panu pieniądze. Zgadza się Pan?
Jakby ktoś uderzył Pana Filipka obuchem. Tyle wysiłku, taka pożyczka i dalsza wizja braku pieniędzy.
- Nie zgadzam się! - powiedział Filipek.
- To niech się Pan zastanowi. A jak podejmie decyzję ostateczną, to niech Pan zadzwoni. Do widzenia Panu.

I stał Pan Filipek, jak strach na wróble, z dziurawymi kieszeniami. Tylko ptaki w jego umyśle krzyczały:
- Głupek! Głupek! Głupek!- Jakżeś podpisał umowę? Dlaczego tego nie obwarowałeś?
- Nie , nie poddam się. Choćbym miał zginąć nie poddam się - powiedział do siebie Filipek choć już wahał się, czy nie przystać na te warunki.
Po tygodniu zadzwonił Filipek i powiedział:
- Akurat  znalazłem klienta na moje garnitury. Ponieważ postawiliście dodatkowy warunek, którego nie było w umowie, nie przyjmuję go i umowa staje się nieważna.
- Ale Panie Filipek - powiedział głos z słuchawce - Niech się Pan nie złości, już jedziemy z pieniędzmi do pana. Będziemy za dwa dni.

- Aaaa, pękli - krzyknął radośnie Pan Filipek. Dobra moja. Ale jestem cwany - podziwiał siebie.

Ale tu wystąpił następny problem. Jak wypisać rachunek? Skąd wziąć odpowiedni formularz? Przypomniał sobie kupione w Urzędzie Skarbowym książki. Intensywnie zaczął czytać. Czy rachunek uproszczony, czy z wat 0, czy inny? A jak ma się rozliczać? Czytał, czytał i coś mu się w głowie rozjaśniało. Przeczytał szereg zawartych w książkach  przykładów. Jaki podatek? - na pierwszy rzut oka zależy ode mnie, jak się zadeklaruję. Ale są wyjątki od tego i tamtego. Na koniec wybrał podatek wat 0, bo o wacie nie doczytał, a rachunek uproszczony wydawał mu się zbyt uproszczony dla takiej formy jak FillPol. Nie wiedział dokładnie czy dobrze, czy źle, decyzja zapadła i już. Bał się tylko, żeby spółka coś nie zaczęła podejrzewać, że się dokładnie nie zna na tym.

Kupił odpowiednie formularze, wypisał liczbę garniturów, podbił pieczątką firmową i imienną oraz złożył zamaszysty podpis jak na poważnego dyrektora przystało.

Przyjechał przedstawiciel spółki. Zaskoczyło to Pana Filipka, bo wyłożył gotówkę na stół. Obawiał się, że będzie chciał przelać pieniądze na konto firmy FillPol. A Filipek nie ma konta bo nie załatwił jeszcze. Podał przedstawicielowi swój pięknie wypełniony rachunek vat 0 z kopią do podpisu.
- Po co rachunek? - odparł przedstawiciel - Bierz Pan pieniądze, a ja biorę towar i kwita.
Zamurowało to Pana Filipka. Takie proste się to wydawało. A Pan Filipek to tego przeszedł taką długą drogę i o mało nie zginął ze swoją rodziną.
- Nie! - powiedział Pan Filipek.
- Moja praca nie może pójść na darmo - pomyślał.
- Dla mnie "gal ce gal" - wzruszył ramionami przedstawiciel.

O dalszym zamówieniu jeszcze pogadamy - powiedział. Podpisał rachunek, zostawił pieniądze, wziął garnitury i już go nie było. Pan Filipek odetchną z ulgą.

Wreszcie jest Panem. Poleciał z pieniążkami do banku załatwić konto firmowe, potem do Urzędu Skarbowego zapłacić podatek od przychodu, potem do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych zarejestrować się i wpłacić pierwszą składkę, potem kupił książkę przychodów- rozchodów i zapisał swój pierwszy przychód i na koniec odliczył podatki i składki. Z otrzymanego dochodu opłacił zaległe czynsze, kupił buty sobie, żonie i dzieciom, kupił teczkę skórzaną, kupił płaszcz sobie i żonie, zrobił potężne zakupy w sklepie spożywczym. Uszczuplił półki z kapiącymi kiełbaskami i szynką. Kupił bułeczki, owoce, warzywa i gazetę oraz poleciał po odbiór zasiłku dla bezrobotnych.

Życie Pana Filipka od razu się odmieniło. Znowu odzyskał pewność siebie. Dawny dowcip i zaczął robić dalsze plany. Zarobione pieniądze nie mógł trzymać w domu, więc poleciał do banku wpłacić na książeczkę terminową - niech procentują. Ale firma za zrobione garnitury wypłaciła Panu Filipkowi pieniądze w bardzo rozdrobnionych banknotach.- Czy drobniejszych nie mieli - pomyślał. Taka kupa pieniędzy. Pewnego dnia w banku stanął przy okienku i zaczął wykładać pieniądze. Stos banknotów rósł i rósł aż ludzie i pracownicy banku zaczęli się na niego oglądać. Już Pan Filipek w myśli zaczął się niecierpliwić, kiedy ten stos przestanie rosnąć. A on nadal rósł i rósł jakby na złość. Już zaczął się kiwać na boki.

Za plecami i z przodu odczuwał spojrzenia. Ale pieniędzy. Może na bank napadł - słyszał szepty. Na drugi raz powiem, że biorę tylko w grubszych banknotach - pomyślał Pan Filipek. Uff! W końcu kasjerka zgarnęła pieniądze i Pan Filipek otrzymał nową książeczkę z zapisem okrągłej sumki. Jak wracał z banku to się oglądał, czy czasem ktoś z banku nie idzie za nim. Zawsze trochę bezpieczeństwa nie zaszkodzi.  Przyszło drugie zamówienie, a potem następne. 

1  2  3  4  5  6  7  8 

Autorzy: Redakcja strony, tekst i rysunki czarno-białe: Waldemar Wietrzykowski, rysunki kolorowe: Roman Wietrzykowski - lat 12