W okresie, w którym zarzucano mi, iż opuściłem stanowisko pracy pracowałem 3 dni to znaczy od 27.03.2006 do 29.03.2006.
Czwartego dnia, czyli 30.03.2006 bardzo źle się poczułem i poszedłem do lekarza. Lekarz dał mi zwolnienie od 30.03.2006
włącznie. Nie rozumiem zatem, dlaczego w ciągu miesiąca mojej choroby zamiast załatwić mi formalności związane z
przeniesieniem do Wydziału Bezpieczeństwa, dostarczono do mojego mieszkania, przez posłańca urzędowego pismo polecone,
które wręczono nieletniemu synowi (dokument 102 w moich aktach osobowych) w dniu 04.04.2006 r. W piśmie tym (dokument 101 w
moich aktach osobowych) zarzucono mi, że samowolnie przeniosłem się z Wydziału Informatyki do Wydziału Bezpieczeństwa i
poinformowano mnie, że „rozwiązanie stosunku pracy nastąpi z dniem 30.04.2006 r. W załączniku: karta
obiegowa”. Pismo to doprowadziło do zawału serca i śmierci mojego Taty w dniu 04.04.2006 r. czyli w dniu doręczenia tego pisma. Nadmieniam też,
że mój Tato był z wykształcenia prawnikiem i ponad 30 lat był dyrektorem, ale nigdy w swoim życiu nie spotkał się z taką
podłością, jaka mnie dotknęła, a tym samym całą moją rodzinę. Mój Tato stał się więc pośrednio ofiarą mobbingu stosowanego
wobec mojej osoby, a w notatce (dokument 107 w moich aktach osobowych) pani Wetulani napisała
„wymienione w skardze osoby nie czują się w żadnym stopniu winne śmierci ojca WaldemaraWiwtrzykowskiego. Nie widzimy też żadnych podstaw do
przeprosin”.
Nie mogłem zrozumieć, dlaczego w ciągu miesiąca nie przygotowano mi dokumentów związanych z przeniesieniem do Wydziału
Bezpieczeństwa, skoro nie miano nic przeciwko temu i zainicjowano moje przejście, a nawet dyrektor podpisał podanie o przyjęcie do pracy w dniu 27.03.2006 r.
Sekretarz Miasta w dniu 12.09.2006 zeznał w Sądzie, cytuję z protokołu rozprawy sądowej:
„nie zgłosiłem sprzeciwu, aby Powód mógł nadal pracować w innym Wydziale”. Dopiero po otrzymaniu kopii moich akt osobowych z Sądu zrozumiałem, że Sekretarz Miasta pod przysięgą przez Sądem nie mówił prawdy, bo jak wynika z dokumentu nr 94 w moich aktach osobowych, pani Anna Wetulani Dyrektor Wydziału Personalnego w dniu 29.03.2006 napisała, cytuję
„w uzgodnieniu z Sekretarzem Miasta podtrzymuję swoje stanowisko w sprawie wyrażone z dnia 23.01.2006. Jednocześnie informuję, że rozwiązanie stosunku pracy
nastąpi z dniem 30.04.2006". Ostatecznie, Sekretarz Miasta nie wyraził zgody na to, abym pracował w Wydziale Bezpieczeństwa
pomimo tego, że pracę tą zaproponował mi Dyrektor Kosiarczyk i podpisał zgodę na moją pracę od 27.03.2006 r. w tym
Wydziale.
W dniu 12.09.2006 Sekretarz Miasta zeznał, cytuję: „ponieważ dyrektor Hanys nie wyraził zgody na powrót Powoda do wydziału, którym kieruje, w związku z tym zostało podtrzymane nasze stanowisko co do
wypowiedzenia”. Przypominam, że w istocie nie chciałem wracać do pana Hanysa tylko przejść do innego wydziału, czemu pracodawca nie przeciwstawiał się. Tego samego dnia Sekretarz Miasta zeznał również, cytuję: ‘dyrektor składa wniosek do pracodawcy o zatrudnienie pracownika. Nie wyobrażam sobie, aby pracownik był narzucamy do wydziału, w którym ma pracować”. Dlaczego zatem Sekretarz Miasta uszanował wolę pana
Hanysa (który nie chciał mnie już w styczniu 2006 r., o czym świadczy dokument nr 87 w moich aktach osobowych), a nie uszanował woli dyrektora Kosiarczyka, który sam osobiście zaproponował mi pracę oraz przynaglał mnie, abym decyzję podjął do końca miesiąca marca 2006 i zgodził się na podjęcie pracy w jego wydziale z dniem 27.03.2006 (dowód nr 95 w moich aktach osobowych). Wszystkie te fakty świadczą o nieustannym znęcaniu się nade mną i o tym, że nie załatwiając mi formalności, pani Wetulani udowodniła jednocześnie, że praca, którą jakoby zainicjowała, miała potem stać się powodem postawienia mi zarzutów porzucenia stanowiska pracy i sposobem na usunięcie mnie z pracy, który omawiała już w czerwcu 2005 z panem Hanysem, w czasie przesłuchania jego przed komisją antymobbingową (dowód: zeznania pana Hanysa przez komisją antymobbingową).
Nieprawdą jest również to, co napisała pani Wetulani w notatce (dokument 107 w mich aktach osobowych) cytuję : „jednocześnie w piśmie z dnia 10.04.2006 r. prosiłam Waldemara Wietrzykowskiego o osobisty kontakt z Wydziałem Personalnych
jeszcze przed datą rozwiązania stosunku pracy, tj. przed 30.04.2006 r. Rozmowa, która miała się odbyć 28.04.2006 r. w
obecności Sekretarza Miasta miała mieć na celu ustalenie dalszych zasad współpracy z Waldemarem Wietrzykowskim w Wydziale
Bezpieczeństwa. Jednak w dniu 27.04.2006 r. żona Waldemara Wietrzykowkiego poinformowała telefoniczne, że rezygnuje z
rozmowy i kieruje sprawę do Sądu (wcześniej 24.04.2006 r. była informowana, że do takiej rozmowy może dojść)”. W piśmie z
dnia 10.04.2006 r. (dowód 104 w moich aktach osobowych) pani Wetulani napisała natomiast ( na samym końcu pisma), cytuję
„jednocześnie proszę o kontakt z wydziałem personalnym (najlepiej osobisty) po zakończeniu obecnie trwającej nieobecności z
tytułu L4”, nie wspominając nic o żadnej rozmowie. Chciałem oświadczyć w tym miejscu, że pani Wetulani nie mówi prawdy, bo
nigdy nie wspominała mi, ani mojej żonie, ani telefonicznie, ani na piśmie o tym, że chce ze mną rozmawiać w sprawie
dalszej pracy w Wydziale Bezpieczeństwa. Nie tylko, że nie mówiła o tym, ale sama uniemożliwiła mi tam pracę. O mojej woli
świadczy moja prośba do dyrektora Wydziału Bezpieczeństwa o przyjęcie do pracy, a o woli pani Wetulani świadczy jej
adnotacja (dokument nr 94 w moich aktach osobowych), o nie zgadzaniu się na moje dalsze zatrudnienie. Prawda jest taka, że
żona zanosząc moje kolejne zwolnienie lekarskie chciała rozmawiać osobiście z panią Wetulani, na temat tego, o co jej chodzi w piśmie z dnia 10.04.2006, ale ona nie chciała się zgodzić na spotkanie z moją żoną, a przez sekretarkę nie chciała poinformować żony, dlaczego miałem się skontaktować osobiście po zakończeniu L4.
Moje L4 zakończyłem w maju, już po rozwiązaniu stosunku pracy i nikt, nigdy nie zaproponował mi żadnej rozmowy na temat dalszej pracy (ani podczas zwolnienia, ani po jego zakończeniu) . To ja sam osobiście walczyłem o pracę w Urzędzie i po chorobie na pewno bym się zgłosił, na rozmowę w tej sprawie, gdybym wiedział o takiej możliwości, gdyż byłem jedynym żywicielem 5 osobowej rodziny, o czym bardzo dobrze wiedziała pani Wetulani i na pewno nie było mi to obojętne.
Pragnę na koniec odnieść się do słów, które wypowiedział Wysoki Sąd na pierwszej rozprawie, że jest to moja życiowa sprawa i tak jest w istocie. Do tej pory pozostaję bez pracy, bo oczekuję na powrót do Urzędu Miejskiego Wrocławia, z którego zostałem podstępnie usunięty i w którym zostałem poddany znęcaniu się na mojej osobie ze strony pana Hanysa. Moja rodzina jest na utrzymaniu wdowy po zmarłym moim Tacie. Bardzo proszę Wysoki Sąd, o zakończenie przedłużającej się rozprawy, ponieważ Pozwany nie ma już nic do powiedzenia, a jego zasób argumentów dawno się już wyczerpał, a tym samym przyznał się do winy. Moim zdaniem w świetle prawa i przedstawionych dowodów Pozwany jest winny znęcania się nade mną w czasie pracy w sposób okrutny, którego ofiarami byłem ja i moje dzieci, a ofiarą śmiertelną stał się mój Tato. Przez cały czas byłem traktowany jak niewolnik na plantacji, której zarządcą był pan Hanys, który czuł się moim panem, który mógł robić ze mną co chciał, obwiniać mnie jak chciał, a ja nie mogłem liczyć na żadną pomoc z nikąd, jak się przekonałem. Czuję, że Pozwany przedłużając rozprawę, świadomie liczy na to, że może podobnie jak mojego tatę i mnie spotka ten sam los. Wobec powyższego proszę jeszcze raz o zakończenie rozprawy i o sprawiedliwy wyrok.
mgr inż. Waldemar Wietrzykowski
< 1
2
Zobacz też