net3plus  Wiadomości

 
 

6 czerwiec 2007

 
 
Sprawa stosowania mobbingu we wrocławskim magistracie prawdopodobnie zakończy się w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu 
Siedziba Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu
Siedziba Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu

Zaczęło się typowo. Najpierw było uznanie za dobrą pracę i prestiżowe nagrody Prezydenta Wrocławia - pracodawcy magistratu. Potem nastąpiła zmiana jednego z dyrektorów. Wraz z tą zmianą przyszło łamanie praw pracowniczych oraz mobbing w jednym z wydziałów, którym kierował dyrektor. 

Mobbing przejawiał się przyznawaniem prac z terminami niemożliwymi do wykonania, ciągłym karaniem obniżką pensji za niedotrzymywanie terminów, krytykowaniem wyników nieukończonych prac.

Pracownikowi, który wpadł w pętlę mobbingu, dyrektor nadał miano pracownika nierzetelnego, nie wywiązującego się z nakładanych obowiązków, mającego problemy komunikacyjne z przełożonymi i pracownikami, będącego źródłem demobilizacji w zespole, pomimo tego, że przedtem nie miał takich problemów i był widziany jako pozytywnie wyróżniający się w pracy. 

W otoczeniu pracowniczym i zarządzie magistratu dyrektor wyrabiał ogólny pogląd, że tylko z tym pracownikiem są ciągłe problemy. W rezultacie nastąpiła izolacja pracownika z zespołu.

Pracownik nie był bierny. Na jego wniosek Prezydent powołał komisję antymobbingową dla wyjaśnienia kwestii mobbingu zgłaszanego przez pracownika. Komisja antymobbigowa po trzech miesiącach swojej pracy znalazła w końcu przyczynę mobbingu w postaci braku organizacji pracy własnej pracownika i jego nieterminowości. Sprawa pracownika, po zgłoszeniu jej do komisji antymobbingowej, wkroczyła na forum zarządu magistratu, który, jak się spodziewać można było, dawał  wiarę dyrektorowi. Aby ukarać niesfornego pracownika, tuż po zakończeniu prac komisji antymobbingowej, została udzielona pracownikowi kara upomnienia za nieterminowość w pracy oraz przyczynienie się do znaczących utrudnień w realizacji prac w skali całego magistratu. 

Pracownik wniósł sprawę kary upomnienia do sądu. Spowodowało to jeszcze większy atak na niego, nie tylko ze strony dyrektora, ale zarządu, a nawet Związków Zawodowych. Jako narzędzie walki przeciwko niemu stosowano pomówienia, udręczanie obniżą pensji, ciągłe pokazywanie niezadowolenia z jego pracy i grożenie, że wykonywane przez niego obowiązki nie mieszczą się w zakresie obowiązków wydziału i dawano mu do zrozumienia,  co to oznacza.  Czyhano na popełnienie przez niego błędu, prowokowanego przez dyrektora, aby go potem ukarać. 

W końcu bez żadnej pomocy, z poczuciem bezsilności i stresu w pracy, spowodowanego ciągłą presją i udręczaniem, nie mając już żadnego innego wyjścia, próbował przerwać pasmo swojej udręki i wypowiedział umowę o pracę, bo to mu jeszcze pozostało. 

Jednak wcześniej wszczęte przez pracownika postępowanie sądowe, o uchylenie kary upomnienia, zakończyło się orzeczeniem wyroku pozytywnym dla pracownika i uchylającym karę upomnienia, jako niezasadną i krzywdzącą jego. Sąd przy orzekaniu wyroku całkowicie oddalił zarzuty, a ponadto wyraził podziw dla wielkości wkładu pracy wniesionego przez pracownika dla magistratu.

Pracownik mając taki argument w ręku, złożył wniosek o wycofanie wcześniejszego wypowiedzenia i o całej historii napisał w piśmie do Prezydenta Wrocławia. 

Zarząd magistratu dla pozytywnego rozwiązania sprawy pracownika podjął działania w celu przeniesienia pracownika do innego działu, już nie pod tym dyrektorem, z którym współpraca nie układała się.  Pracownik zgodził się na to przejście z dużą ulgą, i był zadowolony, że jego kłopoty właśnie zakończyły się. 

Jednak po przyjęciu go na nowe stanowisko przez nowego dyrektora i po trzech dniach pracy w nowym wydziale, został nagle oskarżony, że samowolnie podjął decyzję zmiany wydziału. Karą za to było odrzucenie jego wcześniejszego wniosku o wycofanie wypowiedzenia i  podtrzymanie złożonego wypowiedzenia i w ten sposób pozbyto się kłopotliwego pracownika. 

Sprawa powyższa znalazła swoje miejsce ponownie w sądzie. Tym razem zarząd magistratu wynajął przeciwko pracownikowi czterech adwokatów z prywatnej kancelarii prawnej.  

Są nagrania zeznań świadków przed komisją antymobbingową obciążające dyrektora. Jest dużo innych dokumentów dowodowych, świadczących niezbicie, że dyrektor nie tylko wyżywał się na pracowniku, ale także nie respektował prawa pracy i dyskryminował innych pracowników. Akta sprawy liczą tysiące stron. 

Padają kolejne wyroki. Sądy orzekają, że nic nie było, a pracownik sam się zwolnił. Widać, że nikomu nie chce się zagłębiać z sporą ilość dokumentów dowodowych,  nagromadzonych przez cały rok i poświadczających rację pracownika. Sądom wystarczają tylko same zaprzeczenia magistratu, podobnie jak zarządowi wystarczała opinia dyrektora o pracowniku. Sąd II instancji, po roku postępowania sądowego, zastanawiał się nawet, czy cała wina nie leży po stronie pracownika i czy on czasem nie jest jedynym źródłem konfliktu.

Pragnę zacytować fragment ze strony internetowej Krajowego Stowarzyszenia Antymobbingowego we Wrocławiu, cytuję:

W Polsce już od początku 2004 roku obowiązuje ustawodawstwo antymobbingowe. Do sądów pracy wpłynęło wiele pozwów o odszkodowanie za stosowanie mobbingu. Tymczasem nie wiadomo dlaczego nie widać wyroków sądowych, orzekających istnienie mobbingu. Według sądów pracy stosunki pracy w Polsce są idealne, nie ma mobbingu!”.

Sprawa mobbingu, jaki miał miejsce w magistracie wrocławskim, trwa już w sądzie ponad rok. W tej chwili pracownik składa wniosek o kasację niepomyślnego dla siebie wyroku wydanego przez Sąd II instancji do Sądu Najwyższego. Po wyczerpaniu wszystkich możliwości  może wnieść protest do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu i z takiej możliwości zdecydowany jest skorzystać.

Podobno dyrektor, który stał się źródłem zamieszania w magistracie, stracił już stanowisko dyrektora w wydziale, w którym dręczył swoich pracowników.  

Waldemar Wietrzykowski


Zobacz też

 

 
 

 © 2007 net3plus