W maju 2006 r. wniosłem pozew do sądu przeciw tak dużemu gigantowi, jak Urząd Miejski Wrocławia, o stosowanie mobbingu wobec mojej osoby i powrót do pracy, z której zostałem usunięty.
O przewadze Urzędu nad moją osobą świadczyły: wynajęcie prywatnej kancelarii prawnej (czterech pełnomocników) i postraszenie sędziny przez pełnomocnika strony pozwanej (na pierwszej rozprawie) Sekretarzem Miasta (dowód w aktach
sprawy).
Na drugiej rozprawie odbyły się przesłuchania Sekretarza Miasta, Dyrektora Biura Prezydenta, Dyrektora Wydziału Bezpieczeństwa i Dyrektora Wydziału Personalnego, oraz Dyrektora oskarżonego przeze mnie o mobbing (który nie był wnioskowany do przesłuchania).
Dalej widać było, że wyrok jest już przesądzony, choć sprawa toczyła się,
od czerwca 2006 r. aż do marca 2007 r. Moi świadkowie nie dopuszczani byli do głosu, świadkowie strony przeciwnej mieli swobodę w tym zakresie. Sędzina od początku wyrokowała, po której stronie jest prawda. Strona Pozwana nie dysponowała żadnymi dowodami na odrzucenie mojego pozwu. Cały czas wnosiła o odrzucenie mojego pozwu w całości, choć każde zdanie miałem udokumentowane mocnymi dowodami (dokumentami w załącznikach).
Ostatecznie przegrałem rozprawę w Sądzie 1 instancji, co mnie nie zdziwiło i już w tym samym dniu złożyłem (wcześniej przygotowane) podanie o uzasadnienie
wyroku, aby dochodzić sprawiedliwości dalej.
W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzina powiedziała, że dyrektor (którego posądziłem o mobbing) ma prawo krytykować pracownika i karać z tego względu, że jest dyrektorem, natomiast pracodawca ma prawo zwalniać pracownika. Główni świadkowie, o których przesłuchanie wnosiłem w lipcu 2006 r. zostali wezwani dopiero w dniu, w którym cała sprawa została zakończona. Świadkowie do roku 2004 pracowali na Wydziale Informatyki Urzędu Miejskiego Wrocławia i bez podania konkretnego powodu zostali przez dyrektora zwolnieni. Na ich miejsce zostali zatrudnieni nowi pracownicy.
Świadkowie moi byli przez sędzinę pytani tylko o sposób odnoszenia się dyrektora do pracowników. W tym tylko upatrywała możliwość mobbingu. Na samowolne zeznania świadków nie zeznawała, choć próbowali coś powiedzieć. A dyrektor mobbing uprawiał w sposób elegancki, nie krzyczał na pracowników i to był dowód wystarczający dla Sądu, że go nie było. Ich zeznania, a nawet płacz (po trzech latach od doznanych przeżyć), gdyż trzy lata temu doznali ostatniego etapu ich zniewolenia jakim było zwolnienie z pracy, nic nie wpłynęło na stanowisko Sądu. Nie miałem nawet czasu odnieść się do tych zeznań w swoich pismach procesowych, bo rozprawa się już zakończyła w dniu ich przesłuchania. Sąd nawet nie pozwolił przedstawić dokumentów w tej sprawie jednemu ze świadków, zaświadczających o łamaniu kodeksu pracy przez dyrektora. Jednego ze świadków nie przesłuchano, bo po przesunięciu go ze swojego stanowiska pracy na inne, znalazł się na rencie w ciężkiej chorobie. Inny dwa razy był w szpitalu na wskutek domagania się swoich praw u dyrektora. Mi umarł
tato w szpitalu ciągle nie mogąc się pogodzić z niesprawiedliwością, jaka mnie dotykała. Tato, w dniu otrzymania przez niego pisma od sekretarza (podczas mojego zwolnienia chorobowego), informującego, że Sekretarz Miasta zwalnia mnie z pracy, bo samodzielnie opuściłem poprzednie stanowisko pracy i przeszedłem na inne (po zastosowaniu wobec mnie prowokacji znalezienia mi nowego stanowiska pracy), zmarł w tym samym dniu na zawał w szpitalu . Po wyrzuceniu mnie z pracy pozostałem bez pracy, a miałem na utrzymaniu niepracującą żonę i trójkę dzieci bardzo wyniszczonych ciągłymi niesprawiedliwymi obniżkami mi pensji.
Sąd uznał, że nie było mobbingu i są to tylko moje subiektywne odczucia, nie zważając na zgromadzoną pokaźną ilość dowodów i zeznania innych świadków. Miałem wrażenie, że wyrok już dawno zapadł wcześniej i gdzieś indziej.
Podczas rozprawy dochodziło także do szeregu nieprawidłowości, o których informowałem Sąd: wycinanie dokumentów w aktach sprawy, przyprowadzanie świadków bez uprzedniego zgłoszenia wniosku o ich przesłuchanie, kłamanie pod przysięgą świadków strony Pozwanej, tłumaczenie przez pełnomocnika strony Pozwanej faktu spreparowania dokumentów zwykłą, ludzką pomyłką, opieranie się na kopiach nie poświadczonych i niezgodnych z oryginałem, itd. Były do nieprawidłowości udokumentowane, ale bez reakcji Sądu.
Ponadto prowadzone postępowanie wykazało nie przestrzeganie kodeksu pracy przez dyrektora tzn. nierówne traktowanie pracowników, brak szkoleń, brak określania obowiązków na stanowisku pracy, nie zapoznawanie pracowników z regulaminem organizacyjnym, wymuszanie posłuszeństwa i reżim w pracy, przeciążanie pracowników obowiązkami, nie przyjmowanie uwag i opinii, zarzucanie nieterminowości, brak organizacji, nieprawidłowości w reorganizacji, bezzasadne zwalnianie pracowników, wykonywanie prac poza godzinami i wiele innych, o czym zeznawali również świadkowie strony przeciwnej, jak również świadczyły nagrane zeznania świadków przed komisją antymobbingową. Strona przeciwna nie potrafiła wykazać dowodów przydzielania angaży na nowe stanowiska pracy w wydziale, w którym pracowałem, ani zapoznawania pracowników z regulaminem organizacyjnym. Tłumaczono, że sam pracownik powinien o to zadbać, żeby się
z nim zapoznać. Do końca rozprawy nie zażądano akt osobowych dyrektora, choć wiele razy prosiłem o to w pismach procesowych. Prawie do samego końca nie chciano mi przekazać kopii
płyty CD z zeznań świadków przez komisją antymobbingową choć wiele razy o to prosiłem. Utrudniano mi dochodzenie prawdy, jak tylko można było.
Kłamano w bezczelny sposób, że moje pisma procesowe dotyczą czegoś
innego, podawano twierdzenia sprzeczne ze zgromadzonymi w sprawie
dowodami. Dokonano manipulacji w moich aktach osobowych. Do oceny
mojej pracy dostarczyłem sporą ilość materiałów dowodowych i
wnosiłem o ekspertyzę sądową. Nie uczyniono tego.
Będąc jeszcze zatrudnionym w Urzędzie postanowiłem walczyć z tymi nieprawidłowościami dostępnymi mi środkami: spowodowałem powołanie wewnętrznej komisji antymobbingowej, złożyłem pozew do Sądu o uchylenie upomnienia w związku z nieterminowością w pracy jaką mi zarzucano (który wygrałem). Wyraźnie zaczęto ze mną walczyć, czyhając na moje błędy i wykorzystując je do walki ze mną. Wszystko to opisałem w swoim pozwie
i moich pismach procesowych.
W ogłoszeniu wyroku sędzina nie wskazała żadnego zachowania dyrektora odbiegającego od normy.
Pominięto sprawę przeniesienia mnie (na moją prośbę skierowaną do Prezydenta Wrocławia), do innego Wydziału. Otrzymałem tam pracę, a inicjatorem jej byli Dyrektor Wydziału, do którego zostałem
przeniesiony oraz Dyrektor Wydziału Personalnego. Sekretarz Miasta
nie miał nic przeciwko temu, tak wynika z dokumentów sprawy. Po przepracowaniu tam trzech dni
oskarżono mnie, że samowolnie opuściłem poprzednie stanowisko pracy i zwolniono z pracy. Wszystko jest udokumentowane w moich aktach osobowych. Sąd nie nawiązał do tego ani słowa, jedynie, że pracodawca ma takie prawo.
W tej chwili planuję, po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia wyroku, odwołać się od Wyroku Sądu. Sprawę prowadzę sam bez prawnika, bo mnie nie stać.
W Urzędzie Miejskim Wrocławia pracowałem od 1998 r. i byłem świadkiem ukrytego mobbingu
oraz w innych wydziałach i się z tym nie zgadzałem, dlatego zostałem w ten sposób ukarany. Każdą sprawę uciszano, przesunięciem pracownika albo zwolnieniem z pracy. Z ujemnego wpływu na zdrowie tych pracowników
na skutek takiego wyciszania nic sobie nie robiono. Każdego zgłaszającego sprawę o stosowanie mobbingu kierowano do zatrudnionego w Urzędzie psychologa, co zupełnie pogrążało pracowników,
że coś jest z nimi nie tak i woleli już nie prowadzić dalej sprawy.
Oskarżonych o mobbing przełożonych oczywiście do psychologa nie
kierowano. To wszystko napisałem w swoich pismach procesowych sądząc, że może dojdzie to do władz Urzędu. Jednak sprawą sądową zamiast radcy prawnego zatrudnionego w Urzędzie, jak w przypadku sprawy o uchylenie kary upomnienia i innych spraw, zajęła się prywatna
kancelaria prawna, która już nie dopuszczała żadnych informacji do opinii pracowniczej Urzędu.
W walce z "nieposłusznymi" pracownikami stosowano w Urzędzie najczęściej taktykę prowokacji, którą następnie wykorzystywano do ukarania pracownika lub wyrzucenia z pracy.
Stosowano też typowy mobbing w rodzaju podkręcania tempa pracy i ścisłe
rozliczanie pracownika z terminów, aż pracownik sam się zwolni.
Terminy te nie ugruntowane były merytorycznie. Wszystko to mam
udokumentowane, dlatego nie biję się o tym mówić. Sam byłem tego przykładem. Sądów i Prokuratury się nie obawiano, gdyż, po tym co przeżyłem i doświadczyłem,
twierdzę, że są one tylko przedłużeniem Urzędu Miejskiego Wrocławia.
Moją sprawę opisałem szczegółowo na stronie, gdzie umieściłem kalendarz rozpraw sądowych, treść mojego pozwu i treści moich pism procesowych z myślą, że może te informacje dotrą do kogoś. Oto adres strony
http://www.net3plus.lanet.wroc.net/mobbing/index1.html
W połowie okresu postępowania Sądowego dowiedziałem się nagle z zeznań świadków, a później z innych dokumentów (archiwum prasowego), że moja praca była związana z przetargami na system elektronicznego obiegu dokumentów (które dyrektor zlecał firmom zewnętrznym) i wchodziła z nimi w kolizję. Historia ta była nawet tematem artykułu prasowego. Ale wszystkie takie sprawy, jak i inne związane z nieprawidłowościami w Urzędzie Miejskim Wrocławia są przez prokuraturę umarzane, a poszkodowani zostają tylko zwykli pracownicy urzędu i my wszyscy.
Waldemar Wietrzykowski
Zobacz też